Komentarze: 0
Bede sie trzymac...
Nie mam na nic sily... czuje sie jak wyzeta szmata... chce mi sie ryczec... nie wiem co mam robic, jezeli pomysle o tym wszystkim to placze... powstrzymuje sie caly czas... caly czaS... ale i to czasami poprostu zawodzi. Co ja bym dala zeby miec to cale pieklo za soba, zeby poprostu nie istniec. Czuje, ze to wszystko mnie poprostu cholernie przytlacza. nawrzeszczalam dzis na Matka, na wszystkich, i jest mi z tego powodu cholernie zle. Martwie sie o Olke ciegle nie dzwoni. Mam taka straszna ochote sie do kogos przytulic... Mam ochote zadzwonic do Pawla i wtulic sie w ta jego szara bluze. Ktos pewnie pomysli, ze go kocham... Kocham to wielkie slowo... Wlasciwie to chyba za wielkie. Raz juz zrobilam ten blad, powiedzialam komus, ze go kocham... czemu? nie wiem, moze mi sie to podobalo, w kazdym razie...... nie chce nawet o nim myslec, poprostu nie chce. Pawel to kolega, chcociaz nie wiem nawet czy mozna go tak nazwac. Poprostu jeden jego usmiech mi wystarczy.
To co we mnie siedzi, nabiera swoich rozmiarow... nienawidze tego, zawsze sie musi wyladowac na kogos mi bliskiego. Jestem uparta, i to cholernie... nie mam zamaiaru zeby ktos mi powiedzial, ze jestem slaba. Moze i jestem, ale na pewno nie pokaze tego niekomu...
dzieki....