KOorzystajac z faktu ze mam chwilke czasu, tOo mam zamiar cOos skrOobnac. No wiec zaczne od tego ze na biwaku bylo swietnie, a dzisiaj sa moje urodziny. Kurcze, wydawaloby sie, ze to ma byc idealny dzien, jedyny taki w calym roku. No wiec ja na swoim przykladzie mowie, ze tak byc NIE musi.
Strasznie sie zle czuje. Mam ciagle nadzieje, ze Artur wreszcie przyjdzie i przeprosi za to co zrobil mi i Olce. Nadzieja matka glupich. Boshe, ja nie moge zniesc tego, ze po roku znajomosci zachowywujemy sie jakbysmy sie nie znali. Poprostu zero odzewu. Jakby nigdy nic. Oczywiscie ja nie mam zamiaru mu tego darowac. Nie to i nie tym razem. Zalezy mi na nim. Zalezy mi na nim jako na przyjacielu. Na przyjacielu, na ktorym mozna bylo polegac. Na osobie, ktora zawsze potrafila pocieszyc, zrozumiec, wesprzec w trudnych chwilach.... a moze mi sie poprostu tak wydawalo, ze jest taki? Mam teraz jak najgorezse wrazenie, ze on byl bo byl... bo nie mial z kim przebywac. To boli...