Archiwum 31 stycznia 2004


sty 31 2004 Żegnaj
Komentarze: 6

Pogrzeb w Branszczyku. Jaka szkoda, ze cala rodzina spotyka sie dopiero w takich okolicznosciach. W dodatkuu te znudzone miny, sztuczne lzy... widac nie tylko ja gram dobra wnuczke.

Siedzialam w lawce, chora. Nic mi nie pasowalo, ani ludzie, ktorzy mnie otaczaja, ani ta brazowa trumna nad gorami kwiatow. Ksiedza w szczegolnosci mialam ochote...

No i padlo cos w stylu: pozegnajcie ostatni raz, a w dniu ostatecznego... Pierwsza lza byla wymuszona, czulam, ze musi sie pojawic. Druga, trzecia, dziesiata, nieplanowane nie daly sie zatrzymac. Chcialam, zeby to kazdy widzial. Mialam wrazenie, ze tylko ja tesknie za staruszkiem, mimo tego, ze znienawidzialam go w chwili gdy dowiedzialam sie jak zginal.

W kosciele byli wszyscy lesnicy. Identycznie ubrani zarowno ci posiwiali jak i ci mlodzi, nowe pokolenie straznikow przyrody. Boze, zawsze marzylam o takim pogrzebie. Nie sadzilam, ze bedzie mojego dziadka.

Nagrobki w sniegu, suche konary drzew... Weszlam w jakis tlum ludzi razem z tata. Obok pani Zosia. Tata zaczal cos pomrukiwac. Nie chcialam slyszec o zadnych rekawiczkach.

Jakis zasluzony lesniczy w ciemnozielonym plaszczu odczywywal mowe pozegnalna. Byl tam chyba caly rozpisany plan pracy mojego dziadka. Te wszystkie posadzone lasy... Byl skromny? nie wiedzialam...

Tlum sie rozluznial... Sypali piachem do dola z trumna. Jak na amerykanskich filmach. Nie wiem czemu, ale cos mnie tam ciagnelo. Po drodze minela mnie ciotka bez slowa. Droge zastapila mi siotra. Z gardla wyszlo mi krotkie: moge sypnac?

Wzielam ta ziemie w reke. Taka zimna, watpie zeby byla STAMTAd. Nawet nie wiem czemu rzucilam tak mocno. Moze myslalam, ze moze jeszcze go to zaboli.

Poczulam sie jak male dziecko podchodzac do mamy i Ani wybuchajac placzem. Tak beznadzijnie, jakbym plakala z blachego powodu. Mama co i rusz odbierala od kogos kondolencje. Ja poczulam sie jak ochroniarz... poszla

Teraz gdy nie wiedziala, moglam plakac. To nie ta smierc mnie tak bolala w tej chwili. Las wycieli jakis miesiac temu. To byl JEGo las, to byl moj las... Juz go nie ma. Wielka wiazanka z czerownymi rozami i biala wstega (BOG HONOR OJCZYZNA) byla oparta o jakis grob. W srodek wplecione byly galazki debu. Suche liscie powiewaly na wietrze.

Zabrali mi 3/4 mojego dziecinstwa. Las, dom... zostal tylko stary sad i bagna. To tak malo :(

Za kazdym razem kiedy dzwoni telefon mysle, ze to On. Jego 'czesc' malo co nie rozsadzi mi uszu... a po tym kiedy zapyta o mame, pozegna sie... do nastepnego telefonu o 2 nad ranem...

Teraz tak dziwna niedziela bez Twoich narzekan i wafelkow torcikowych. A jablka bez smaku... ' eeeee cholera '

Moj dziadek zginal jak jedno z jego drzew. Pozostaly tylko spalone, suche konary i pamiec.

 

Zdechlo we mnie cos.

odyseya : :