chatki cz. 2
Komentarze: 4
Troszke mnie nie bylo bo mi siadl net, ale zaraz sie zabieram do pisania.
No wiec w sprawie chatek. Ja i moj zastep (czyt. Elvis, Brzeszczot, Yevon, Olga, Kaska, Ola i jo) zostalysmy wyslane w miejsce oddalone od naszego obozu o 7km, aby tam spedzic samotnie noc. Oczywiscie wpadlysmy na swietny pomysl, aby przed tym wielkopomnym wydarzeniem sie wyposazyc w dopalacze ;) Kaska skoczyla wiec do najblizszego sklepie w Zdorach po wino za 7. 50 zl i L&M lighty. I tak sobie wedrowalysmy, wedrowalysmy, wwedrowalysmy.... w cholernie wielkim skwarze, az wszystko rzucilysmy w huj i osiedlilysmy sie na niewielkiej polance przy Sniardwym i tam rozbilysmy nasz mini obozik. Na pierwszym miejscu trzeba bylo zrobic filtr do wody, bo jak wiadomo jezioro zasikane a nam sie chcialo pic. Pozniejsze gotowanie w menaszkach zajelo nam troche czasu ale efekt byl poprostu zadziwiajacy. Jak wiadomo gdy zbliza sie juz pozna pora naszym bohaterkom zaczyna odwalac szajba. Wraz z dziewczynami stwierdzilysmy, ze bedziemy sie kapac nago :D zabawa byla poprostu swietna. Zero wstydu i kompletna olewka z naszej strony. Nogi mialysmy cholernie pociete po kamienistym dnie, ale za to wyszlysmy z wody jak nowo narodzone. Wlasnie gdy zabieralysmy sie za zura wpadl komendant Sitek wraz z Budkiem i Danusia. Obszedl z grubsza nasz placyk po czym uwaznie zaczal sie przygladac naszemu filtrowi. Ku naszemu zdumieniu okazalo sie, ze po takim czyms mozemy sie spodziewac tylko i wylacznie sraki... no cos to nam dnia nie popsulo. PO krotkiej wizycie naszej kochanej kadry wzielysmy sie za wczesniej zaplanowana akcje :D Obalilysmy jednego zura w 7 osob, a pozniej kazda spalila po fajku. Elvis zaczal sie kulgac po ziemi z Ola. Niestety trunku bylo za malo na jakakolwiek faze wiec poszlysmy spac. o 4 nad ranem przerazliwe BZZZ.... nie dalo nam spac. Pierdolone komary zrobily sobie obiadek. Rozpalilysmy skretki, ognisko i poszlysmy znow kimac.
Na drugi dzien znow byly kapiele nago, a pozniej powrot do obozu. Chatki byly swietne nie liczac jekow chorego Elvisa.
Odnosnie dzisiejszego dnia powiem tylko tyle, ze sie zle czuje. Obudzilam sie nad ranem bo poczulam ze chce mi sie beltac... pieprzone sliwki, cholera ktos by mnie mogl uprzedzic o tym ze sie ich nie zjada na noc...
Mialam dzisiaj wkleic na bloga wiersz, ale stwierdzilam, ze za bardzo nie nawiazuje do tematyki dzisiejszej notki. Jest to jeden z nielicznych jakie napisalam. Chyba nawet 4 w moim zyciu. Ja sie poprostu do tego nie nadaje. No ale coz, ten akurat powstal w czasie gdy sluchalam 'talizmanu' KATa.
Dodaj komentarz